„-Nie, kochanie. Wszystko
będzie dobrze – uśmiechnęła się sztucznie.
Nienawidziłam odpowiedzi tego typu. To sprawiało, że pogrążałam się bardziej w dołku rozpaczy, czując, że koniec jest bliski...”
Nienawidziłam odpowiedzi tego typu. To sprawiało, że pogrążałam się bardziej w dołku rozpaczy, czując, że koniec jest bliski...”
To było straszne. Moja mama powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Ale jak? To
jest przecież mało prawdopodobne, wręcz niemożliwe! Gdzieś mam takie dobrze...
Zayn
Nie mogłem się doczekać tej soboty, żeby wreszcie ją zobaczyć. I... pocałować,
albo chociaż przytulić. Ale poczuć jej ciało blisko swojego, jej oddech na
szyi, usłyszeć bicie jej serca. Wtedy czuję się spełniony, czuję, że muszę z
nią być, kochać, otoczyć troskliwością.
Mariah
W trakcie czytania „Zaćmienia”, zauważyłam, że już jest sobota, więc radośnie
podskoczyłam i pobiegłam szukać pani Teresy. Kiedy wreszcie udało mi się ją
odnaleźć, uśmiechnęłam się szeroko i zdyszana usiadłam na krześle.
-Co się stało?! - zapytała.
-Chwileczkę - wydusiłam, łapiąc oddech. Kiedy mi się wreszcie udało uspokoić
drżenie rąk, przyspieszony puls oraz walenie serca, powiedziałam:
-Pamięta pani tych pięciu chłopaków?
-Tylko nie pani - jęknęła. - Tak, a co?
-Bo oni mają dzisiaj koncert... i... zaprosili mnie, żebym wystąpiła! - prawie
krzyknęłam. Kilka osób obejrzało się za nami, ale się tym nie przejęłam.
-Naprawdę?
-Tak! W poniedziałek był u mnie Zayn. Wtedy też mi to powiedział. Boże! Jestem
taka szczęśliwa!
Spojrzałam na starszą panią, a ta odwróciła wzrok.
-Zaraz do Ciebie przyjdę. Wracaj szybciutko do pokoju. Muszę coś jeszcze
załatwić - odpowiedziała, nie spojrzawszy na mnie. Odwróciłam się więc na
pięcie i wróciłam do swojej sali. Czekając na panią Teresę, wróciła do
czytania...
Pani
Teresa
Cieszyłam się, że wreszcie uda jej się spełnić największe marzenie, ale coś we
mnie pękło. To jej szczęście w takich chwilach. To było naprawdę wielkie.
Postanowiłam iść do ordynatora. W końcu trzeba poprosić go o zgodę, ale
podejrzewałam, że nie będzie miał nic przeciw temu.
Zayn
Kiedy tylko chłopaki powiedzieli, że jedziemy do szpitala, podskoczyłem jak
oparzony. Nareszcie ją zobaczę. A pozostali śmiali się ze mnie i mówili, że się
zakochałem. Ale jakie znaczenie miało ich słowo w takiej sytuacji.
Kiedy tylko zobaczyłem drzwi sali nr. 17, moje serce podskoczyło. Znów usłyszę
jej anielski śpiew i jeszcze nie raz. Otworzyłem drzwi. Mariah siedziała na
łóżku czytając książkę i opierając się o ścianę. Na jej bladej twarzy jaśniał
promienisty uśmiech, który dodawał brunetce uroku.
-Hej piękna - powiedziałem, siadając obok niej. Roześmiała się i mnie
przytuliła.
-Cześć.
-Cieszysz się? - zapytałem.
-Z jednej strony tak, a z drugiej trema mnie zżera. Boję się reakcji Waszych
fanów i w ogóle - szepnęła, spuszczając głowę. Kasztanowe pukle zasłoniły jej
buzię. Przytuliłem ją i odparłem:
-Nie martw się. Jesteś z nami. Ze mną.
Spojrzała na mnie tym swoimi przenikliwym, niebieskimi oczami. Czaiły się w
nich wesołe iskierki.
-Wiem.
-No to na co czekasz? Zbieraj się - odrzekłem i już miałem wyjść, kiedy
zatrzymała mnie jej ręka na moim ramieniu. Odwróciłem się do niej, a ta stanęła
na palcach i mnie pocałowała. To nie było zwykłe, przyjacielskie muśnięcie, ale
prawdziwy, namiętny, gorący pocałunek. Do końca życia go już chyba nie
zapomnę...