Wieczorem, po
wyjściu chłopców, długo jeszcze nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o tych
pięknych, dużych, czekoladowych oczach Zayna. On cały był bardzo przystojny i z
pewnością miał wiele fanek, które się w nim podkochiwały i marzyły, by go
poznać. W pewien sposób, miałam szczęście, ponieważ go spotkałam. Zresztą, o
czym ja tu myślę? Pewnie już nie przyjdą...
Od owego przedpołudnia minęło kilka dni. Zbliżała się niedziela. Dzień
odwiedzin rodziców. Z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej...
-Dzień dobry - usłyszałam panią Teresę.
-Dzień dobry - mruknęłam, przewracając się na drugi bok.
-Źle się czujesz? - zaniepokoiła się.
-Nie.
-Wyjrzyj przez okno - powiedziała. Poczułam, że się uśmiecha. Otworzyłam
niechętnie oczy i wstałam, po czym podeszłam do parapetu. Przetarłam zmęczone
powieki i spojrzałam na pierwsze płatki śniegu za szybą. Bardzo się ucieszyłam.
Lubiłam zimę. Była taka piękna. Roześmiałam się jak małe dziecko. Ubrałam
szlafrok i uchyliłam okno. Wyciągnęłam dłoń na którą opadła śnieżynka.
Przyjrzałam się jej z bliska, ale po chwili się roztopiła i została po niej
jedynie kropelka wody. Westchnęłam głęboko i usiadłam na parapecie. Pani Teresa
podała mi talerz ze śniadaniem. Zaczęłam powoli je jeść.
-Pójdziemy na dwór? – zapytałam cicho.
-Jeśli Ci tak bardzo na tym zależy, to oczywiście.
Ubrałam się ciepło i razem wolontariuszką opuściłyśmy mury szpitalne.
Odetchnęłam rześkim, świeżym powietrzem. Szłyśmy powoli uśmiechając się i
rozmawiając. Opiekunka opowiadała mi o swoim dzieciństwie. Pełna była zabawnych
opowiastek i historyjek. Wreszcie usiadłyśmy na ławce. Znów przed oczami stanął
mi profil Zayna. Tak bardzo chciałabym go jeszcze raz spotkać…
W poniedziałek znów wcześnie się obudziłam. Czekałam na panią Teresę. Po chwili
usłyszałam, że ktoś wchodzi. Z myślą, że to wolontariuszka, odwróciłam się z
szerokim uśmiechem i miałam zamiar ją przywitać, ale stanęłam jak wryta. Tą
osobą nie była pani Teresa, ale… Zayn!
-Co Ty tu robisz? – wydusiłam.
-To tak mnie witasz? – zapytał zawiedziony. Podeszłam do niego i przytuliłam.
Roześmiał się. – Cześć.
-Cześć.
-Jak się czujesz?
-Nie najgorzej – odparłam.
-Czyli dobrze też nie?
-A jak myślisz?
-Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką? – zaskoczyłam się.
-A taką, że zapraszamy Cię – w imieniu całego zespołu One Direction – na nasz
koncert, podczas którego wystąpisz – powiedział Zayn. Na początku nie
zrozumiałam o co chodzi. Dopiero stopniowo sens słów zaczął do mnie docierać.
-Żartujesz? – zapiszczałam. Skinął głową, a ja rzuciłam się w jego ramiona. – O
mój Boże! Nie wierzę. Naprawdę?
-Nie płacz – szepnął, ocierając łzy szczęścia spływające po moich bladych,
zapadniętych policzkach.
-To ze szczęścia – odparłam, tuląc się do jego szyi. – Dziękuję! Dziękuję! Nie
wiem, czym sobie na to zasłużyłam.
-Jak to czym? Przecież to było Twoje największe marzenie, a my je właśnie
spełniamy – roześmiał się.
-To kiedy jest ten koncert?
-W tą sobotę. Przyjadę po Ciebie. O nic się nie martw. – I wtedy stała się
rzecz wręcz niemożliwa. Mulat pochylił się nade mną i delikatnie musnął moje
usta.
Jeszcze długo potem czułam rozkoszne mrowienie na wargach. W życiu jeszcze nie
doznałam czegoś tak przyjemnego. To było takie cudowne. Aż chciałoby się
przeżyć tę chwilę jeszcze raz.
Zayn
Kiedy ją pocałowałem, to była najpiękniejsza chwila mojego życia. To nie było
to samo, co z Perrie. Ciężko już mi było się z tym ukrywać i udawać, że nic się
nie dzieje. Po prostu zakochałem się w Mariah. Wiedziałem jednak, że ta miłość
nie ma przyszłości. Tak bardzo pragnę, żeby wyzdrowiała. Gdyby tak się stało,
zaopiekowałbym się nią. Kochałbym ją najmocniej na świecie. Ale jeżeli nie, to…
Mariah
Zasnęłam, cicho wzdychając. Zakochałam się. Kiedy go zobaczyłam, poczułam
motyle w brzuchu, a to chyba oznacza jedno. Po co się oszukiwać i kryć z tym
uczuciem? To ostatnie, co mi pozostało…